Podróż Kalimera Grecjo
Właściwie nie było żadnych kolejnych planów wyjazdowych na ten rok. Dopiero maj a już za nami sporo włóczęgi . Najpierw wypad w góry, potem na krótko nad morze do rodziny. Dwa tygodnie temu wróciliśmy z Irlandii - pełni wrażeń i zachwytów nad urodą wyspy. Mąż stwierdził, że tegoroczny limit został wyczerpany, ale myśl o słoncu i szmaragdowej wodzie nie odpuszczała. No i jeszcze wizja własnego opalonego ciała gdy wokól same białasy... No tak, tego argumentu nie dało się nijak odeprzeć. Po najmniejszej linii oporu - last minute i znowu ulubiona Grecja. Tym razem kontynentalna - lecimy na Riwierę Olimpijską. W pełni świadomie - wiemy, jak tam jest, bez luksusów, tanio, ale ma być morze i góry. No i SŁOŃCE ! Cena aż kusiła - praktycznie prawie za darmo.
Miasto jak miasto, bardziej przypominało strzępy czyichś wielkich zamierzeń niż nadmorski kurort . Kilka uliczek na krzyż, paręnaście hotelików i rodzinnych pensjonatów , cerkiew z wysokimi dzwonnicami, nadmorska promenada i to właściwie wszystko. Aha, super piekarnia, w której skoro świt można było kupić pachnące i chrupiące pieczywo. No i coś, co zniechęciło nas na dzień dobry - zwłoki karaluchów, brrrrr. Wzdluż krawężników, przy kratkach ściekowych, posypane białym wapnem a w łazience żywe .... Jak się okazało, podobno Riwiera Olimpijska z tego słynie. Na szczęście polecono nam odpowiednie preparaty i problem łazienkowy się rozwiązał. Ale jeść w pobliskich tawernach nie mieliśmy zamiaru, niestety.
Miasteczko leży na samym końcu tej tak zwanej "Riwiery".
No i jeszcze węże, które chyba z rozpaczy wyłaziły na jezdnie. Bleee. Zapowiadało się parszywie.
Na szczęście było kolorowo. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej pełni kwitnienia róż jak tutaj. Trafiliśmy akurat na taką porę roku, że wszystko aż kipiało w swoim rozwoju. Róże - ogromne krzewy, pachnące z oddali, cieszące oczy swą urodą. Kuflik czyli kalistemon praktycznie powalił mnie na kolana, amarylisy dosłownie w każdym zakątku i raptem doszłam do wniosku, że mimo karaluchów i węży jest tu bardzo ładnie. Nasz optymizm wzrósł jeszcze, gdy obok hotelu znaleźliśmy potężne drzewa morwowe - teraz każdego dnia zaliczaliśmy "drzewka" i wraz z innymi amatorami rozkoszowaliśmy się słodyczą tych potwornie farbujących jagód. No to zapraszam na spacer ulicamu Nei Pori i podziwianie wraz ze mną tamtejszych kwiatów i innych roślinek.
Być w Grecji i nie widzieć Meteorów to skandal. Nam się przytrafiło zwiedzać klasztory podczas deszczu i w gęstej mgle. Były przebłyski słonca, ale mgła stwarzała niesamowitą atmosferę. Meteory już tak dokładnie są opisane, że poprzestanę na wklejeniu zdjęć.
Poczułam się mocno zawiedziona a nawet jakby oszukana. Zawsze myślałam, że Olimp to wielka góra z głową w chmurach - okazalo się , że to jest masyw gorski posiadający podobno ponad 40 wierzchołków. Najwyższy szczyt , mający 2719m , Mitikas, po raz pierwszy zdobyty został w 1913 roku. Robi ogromne wrażenie swą potęgą, bo wznosi sie 20 km od morza, więc wysokość bezwzględna jest tu wyraźnie widoczna. Co ciekawe, nad Olimpem, niezależnie od pogody, zawsze są chmury i bardzo często burze. Wygląda to niesamowicie. Być może faktycznie jest to siedziba Gromowładnego Zeusa...
Któregoś dnia wybraliśmy się pociągiem do Thessalonik. Jazda niczym w samolocie :) Nie udało się żadne zdjęcie robione przez okno, bo prędkość byla niesamowita. A było co oglądać - na przyklad pola ryżowe, jeziora, widoki na góry i przełęcze. Thessaloniki - mało ciekawe. Morze tak brudne, że jeszcze czegoś takiego nie widzialam ( pływały w nim np.wersalki i lodówki, że o mniejszych śmieciach nie wspomnę). Tam po raz pierwszy widziałam strajkujących Greków. Centrum miasta i główna przelotowa ulica - rozkopane, bo wszędzie są wykopaliska. Wydobyte skarby leżą prawie niezabezpieczone wzdłuż wykopów, pod ścianami i nikt tego za bardzo nie pilnuje. W Thessalonikach w centrum jest niezły bazar - typowe mydło i powidło, ale mają pyszne owoce i różnorodność ogromną miejscowych specjałow.
Bardzo ciekawe jest natomiast sąsiedztwo zabytków i nowoczesnych budynków. Mają też ładny park i bulwary nadmorskie, ale do wody lepiej nie zaglądać. Nad tym wszystkim góruje Aleksander Macedoński ( że też mu ten syf w wodzie nie przeszkadza ?)
Mimo że Macedonia i Tracja to nie są typowo greckie klimaty, nie ma tu też znaczących zabytków, to ruin trochę się znalazło:) . Największe to zamek w Platamonas. Pięknie usytuowany i to chyba wszystko :( Zwiedzać nie ma co, można obejrzeć mury, cudne widoki, dziedziniec zamkowy, studnię no i coś, co mnie szczególnie zainteresowało - mnóstwo kwiatów rosnących w kamiennych i skalnych szczelinach. Można zamek obejść wokoło ale nie polecam ze względu na czyhające wszędzie niebezpieczeństo - miny poślizgowe ( oszczędzanie na toaletach????)
Są też zupelnie inne ruiny - widać tu dość powszechne ubóstwo, zwlaszcza w oddalonych troszkę od wybrzeża miejscowościach.
No i już, dwa tygodnie minęly jak z bicza strzelil. Było słońce, było morze, była metaxa i musaka, były kraby i truskawki, były delfiny ... było i minęło. W sumie - fajnie ale raz i wystarczy. Więcej pod Olimp się nie wybieram. To nie to, czego oczekiwałam. Następnym razem na pewno jakaś wyspa. Może Lesbos, może Kos? a najprawdopodobniej Rodos. Już niedługo :)
Zostało puste miejsce przy stole :) A może to miejsce czeka na nas???
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Bardzo fajna podróż, miło się czytało oraz oglądało zdjęcia:) Szkoda, że średnio się podobało Tobie, ale cóż, tak to jest z wyobrażeniami - lepiej ich po prostu nie mieć:) Grecja jednak jest na tyle duża pod względem turystycznym, że można tam latać wielokrotnie i zawsze coś się ciekawego znajdzie:) Mam nadzieję, że kolejnym razem będzie lepiej:) Co do relacji zaś, to ja oceniam ją wysoko - bardzo mi się podobało:) Pozdrawiam serdecznie!
-
Na Maderę jak Bóg pozwoli to kiedyś i owszem. A już mamy inne plany na maj .
-
Ja też planuję Peloponez i już w tym roku prawie polecieliśmy, ale godziny lotów były słabe i wylądowaliśmy na Majorce.
Rodos też jest super, my dwa razy byliśmy ( czerwiec i wrzesień), a Madera to o każdej porze roku jest cudna. -
Nie wiem jak inni, ale ja jestem rozczarowana kontynentem. Owszem, zabytki i atrakcje turystyczne jak najbardziej warto, ale odpoczynek i klimat grecki absolutnie nie tutaj. Poczekaj aż mały podrośnie i zechce zwiedzać - wtedy jeden wypad wystarczy :) Ja planuję jeszcze Peloponez , ale w zasadzie tez niekoniecznie :) Zaraziłeś mnie Maderą, więc może tam?? A w tym roku chciałabym na początku maja na Rodos, bo tylko taki termin wchodzi w grę. Zobaczymy.
-
my zaczęliśmy od wysp i tak zostało jak dotąd
-
Riwiera grecka - pierwszy i ostatni raz. Więcej tam nie pojadę i na Chalkidiki też nie. Może gdybym zaczęła grecką przygodę wlaśnie z tego miejsca, to byłoby w porządku. W odwrotnej kolejności to porażka.
-
Wiesz Iwonko, wszystko ma swoje plusy i minusy - niby fajnie i intrygująco, ale w słońcu zupelnie inne widoki i perspektywy. Coś za coś :) Pozdrawiam serdecznie.
-
Podróż wspaniała, trasa chwilami pokrywa się z moją, najbardziej zazdraszczam Meteory we mgle i tych fotek.
-
Aniu, tak jak mi napisałaś, byłyśmy w tych samych miejscach,a widziałyśmy inaczej. Moja podróż była bardziej objazdowa, przejechałam od Salonik przez Meteory, Delfy, Ateny, Peloponez aż wreszcie osiedliśmy kilka dni na Riwierze.
-
ceny w wakacje są kosmiczne, temperatury też, my tylko raz byliśmy w sierpniu, akurat w Turcji, było gorąco jak diabli :)
-
Widzisz jak to jest, niektórzy daliby wiele za urlop w lipcu , hihihi
. Fakt, na południe Europy to trochę za gorący miesiąc. A ceny aż porażają :( -
Ja niestety mam urlop tylko w lipcu dla mnie nie dobra data ceny wycieczek najwyższe i wszędzie gorąco a na zwiedzanie lepsza jest inna pora
-
w Andaluzji też byliśmy w czerwcu, ale bardzo gorąco nie było, tak normalnie z 30 stopni C. Ja lubię wrzesniowe podróże, chociaż ostanio coraz popularniejsze i więcej ludzi, słabsze ceny itp.
-
Ufff, miało być Maladze oczywiście.
-
Jak dla mnie to we wrześniu jest stanowczo za mało kwiatów a za dużo kolorów ziemi. Zieleń praktycznie tylko przy hotelach i domach :( Ale czerwiec jak najbardziej. Właśnie w czerwcu w maladze załapaliśmy 47 +.
-
my głównie czerwiec i wrzesień (Grecja, Hiszpania, Turcja itp.)
-
no wlaśnie, jak jest upał to marzy się o skrawku cienia i chłodnej wodzie, do zwiedzania taka pogoda nie bardzo. Dlatego też najczęściej i najchętniej na wyjazdy wybieramy przełom maj/czerwiec, bo jest wszystkiego po trochę - ciepło ale nie 40+, a deszcze naprawdę sporadyczne. W Hiszpanii załapaliśmy się na 47 stopni, Mąż myślal tylko o przetrwaniu, hihihi i nie wychodził z pokoju z klimą. No nie powiem, mnie też było ciepło, ale ja raczej wtedy do wody :)
O raju, ale mnie dopadla tęsknota za latem,buuuu -
Wspomnienia wróciły ja Grecję zwiedziłem w 2008 i byłem w lipcu tak więc 40 stopni w cieniu było.
-
do zwiedzania to w sumie jak nie ma upału to fajnie
-
To był jeden dzień taki dość mokry ale też tylko w okolicach Meteora. Kiedyś jak byliśmy w górach na Krecie to też pokropiło.
-
na Majorce w maju też padało
-
maj 2011. Pozdrawiam i dziekuję za odwiedziny. I plusiki oczywiście też :)
-
jaki to miesiąc był, nie mogę znaleźć ?